Godło Tadżykistanu

Flaga Tadżykistanu

Jak wybić Tadżykom z głowy muzułmański bunt

W Tadżykistanie, gdzie po upadku ZSRR doszło do pierwszej i jedynej na razie muzułmańskiej rewolucji, wywodzące się z kołchozowej inteligencji władze zamykają meczety i przeprowadzają weryfikację mułłów

Mohammed Said Ubajdułłajew, burmistrz tadżyckiej stolicy Duszanbe, w której mieszka jedna siódma z 7 mln mieszkańców kraju, zarządził, że imamowie stołecznych meczetów muszą do końca miesiąca przystąpić do rozpisanego przez władze sprawdzianu kompetencyjnego. - Jeśli nie zaliczą testu, wylecą z posad - zapowiada Ubajdułłajew, dawny komunista.

A jego podwładny, dyrektor wydziału ratusza do spraw religijnych Szamsuddin Nuriddinow uspokaja wiernych, że zapobiegliwe władze mają już długą listę sprawdzonych mułłów, którzy ich zdaniem na imamów będą nadawali się znakomicie.

Jak wybić Tadżykom z głowy muzułmański bunt

W Tadżykistanie, gdzie po upadku ZSRR doszło do pierwszej i jedynej na razie muzułmańskiej rewolucji, wywodzące się z kołchozowej inteligencji władze zamykają meczety i przeprowadzają weryfikację mułłów

Mohammed Said Ubajdułłajew, burmistrz tadżyckiej stolicy Duszanbe, w której mieszka jedna siódma z 7 mln mieszkańców kraju, zarządził, że imamowie stołecznych meczetów muszą do końca miesiąca przystąpić do rozpisanego przez władze sprawdzianu kompetencyjnego. - Jeśli nie zaliczą testu, wylecą z posad - zapowiada Ubajdułłajew, dawny komunista.

A jego podwładny, dyrektor wydziału ratusza do spraw religijnych Szamsuddin Nuriddinow uspokaja wiernych, że zapobiegliwe władze mają już długą listę sprawdzonych mułłów, którzy ich zdaniem na imamów będą nadawali się znakomicie.

Nuriddinow twierdzi też, że burmistrz, któremu od lat śni się stanowisko prezydenta kraju, postanowił sprawdzić kompetencje mułłów z powodu napływających na licznych skarg od obywateli. Narzekali oni, że prowadzący modlitwy imamowie są prostakami, nie mają wykształcenia, a często nie znają nawet Koranu i nie potrafią się modlić.

Imam groźny, bo niezależny

Imamowie z Duszanbe zupełnie inaczej tłumaczą nagłą troskę władz o ich religijne kompetencje. Według rozmaitych szacunków w tadżyckiej stolicy działa około 300 mniejszych i dużych meczetów. Większość z nich w niczym nie przypomina świątyń. Są raczej miejscem, gdzie wierni schodzą się pięć razy dziennie na modlitwę, po której zostają zwykle jeszcze jakiś czas na rozmowy z sąsiadami i imamem. Wiele takich świątyń działa w zwyczajnych domach, na podwórzach obejść, wiele nie zostało nigdy zarejestrowanych, przez co pozostaje poza kontrolą władz.

Imam z jednego z meczetów Habib Chan Azamchanow w rozmowie z dziennikarzem Radia Swoboda nie ukrywał, że to niezależność imamów, a nie ich kompetencje, stała się przyczyną nakazanej weryfikacji. - To próba upokorzenia mułłów i zastraszenia ich, a w ostateczności - zastąpienia ich ludźmi całkowicie władzom posłusznymi - uważa.

Choć w porównaniu z sąsiednimi satrapiami z Turkmenii, Uzbekistanu czy Kazachstanu Tadżykistan wydaje się krajem liberalnym, to tamtejsze władze także nie potrafią ścierpieć nie tylko politycznych przeciwników, ale nawet poglądów krytycznych czy niepodlegających kontroli. A meczety i mułłowie kojarzą się postkomunistycznym tadżyckim przywódcom nie tylko z nieznośnym sprzeciwem, ale zagrożeniem dla ich panowania, zbrojną rebelią.

Wiosną 1992 r., gdy w upadło komunistyczne imperium ZSRR, a wraz z nim komunizm i gdy w sąsiednim Afganistanie muzułmańscy partyzanci mudżahedini odebrali władzę komunistycznemu prezydentowi Nadżibullahowi, w Duszanbe doszło do ulicznej rewolucji. W jej wyniku władzę w Tadżykistanie przejęli mułłowie i muzułmańscy radykałowie w koalicji z nielicznymi i słabymi demokratami.

Ich panowanie nie potrwało nawet pół roku. Już jesienią tadżyccy komuniści wspierani przez rosyjskie wojsko z baz w Tadżykistanie ruszyli do kontrnatarcia i odbili Duszanbe. W kraju wybuchła wojna domowa, która w ciągu pięciu lat pochłonęła prawie 100 tys. ofiar.

Była to najkrwawsza z wojen, jakie wybuchły na gruzach ZSRR. Przerwał ją dopiero w 1997 r. wynegocjowany przez Rosję, Iran i ONZ rozejm, który tadżyckim komunistom pozwolił zachować władzę w zamian za jedną trzecią rządowych posad dla mułłów i mudżahedinów.

Paragraf na meczet
Panujący od 1992 r. prezydent Imam Ali Rahman (tak właśnie zgodnie z jego tegorocznym zarządzeniem odrzucającym rosyjską pisownię nazwisk brzmi obecnie jego dawne nazwisko Rachmanow), były dyrektor kołchozu, powoli, lecz konsekwentnie pozbywał się muzułmańskich ministrów. Dziś przywódców Muzułmańskiej Partii Odrodzenia, która w 1992 r. stała na czele rewolucji, nie ma ani w rządzie, ani w parlamencie.

Rozpędziwszy opozycję na cztery wiatry, Rahman, który dzięki poprawionej konstytucji ma zapewnione panowanie do 2020 r., podobnie jak inni środkowoazjatyccy satrapowie, największe i jedyne zagrożenie dla swojej władzy widzi w niezależnych mułłach i słuchającej ich, buntowniczo nastawionej młodzieży. Wśród niej werbują bojowników wywrotowe, zbrojne organizacje nawołujące do rewolucji w imię Allaha.

Właśnie z obawy przed muzułmańskim buntem tadżyckie władze już od kilku lat coraz bardziej narzucają kontrolę nad meczetami. Od 2001 r. i wydanej przez USA globalnej wojnie muzułmańskim radykałom, w Tadżykistanie przeprowadzane są regularne obławy i polowania na prawdziwych i rzekomych działaczy partii Hezb ut-Tahrir. Stawia ona sobie za cel pokojowe zjednoczenie Azji Środkowej i przerobienie jej w sprawiedliwy, muzułmański kalifat.

Trzy lata temu w Tadżykistanie zakazano imamom używania w minaretach głośników i megafonów, przez które wzywali wiernych do modlitwy. Dwa lata temu władze zakazały studentom i uczennicom przychodzić na zajęcia w muzułmańskich chustach na głowach, a w zeszłym roku pozamykały w Duszanbe prywatne, przymeczetowe szkółki, w których mułłowie uczyli dzieci Koranu i języka arabskiego.

Od kilku lat władze zamykają, a nawet wyburzają niepokorne meczety. Wyjątkowo popularnym imamom, których kazania nagrywane na magnetofonowe kasety sprzedawane są na duszanbijskich bazarach, prokuratorzy wytaczają fingowane procesy o terroryzm lub finansowe machlojki.

Muhiddin Kabiri, przywódca Muzułmańskiej Partii Odrodzenia, twierdzi, że jedynie latem władze zamknęły prawie sto meczetów, a trzy z nich zburzyły. Kabiri, były duchowy przywódca muzułmańskiej rewolucji z 1992 r. hadżi Akbar Turadżonzodah, i kilku jeszcze opozycyjnych posłów wystosowało do prezydenta Rahmana otwarty list protestacyjny.

Zajęty sprawami wagi państwowej prezydent nie znalazł czasu dla oburzonych posłów. Nawet burmistrz Duszanbe wyznaczył do rozmowy z nimi swojego urzędnika, który stwierdził, że władze kazały pozamykać, a nawet zburzyć meczety wyłącznie z troski o dobro i bezpieczeństwo obywateli.

- Budynki, w których się mieściły, nie spełniały warunków bezpieczeństwa budowlanego, a niektóre groziły nawet zawaleniem - oświadczył urzędnik z ratusza, nie zwracając uwagi na uszczypliwości opozycyjnych posłów, gotowych wskazać burmistrzowi w Duszanbe dziesiątki nielegalnie pobudowanych i grożących zawaleniem ruder, które jednak z jakiegoś powodu nie wywołują u rządzących ani niepokoju, ani troski.

Źródło: Gazeta Wyborcza, Wojciech Jagielski